Piciu Piciu
1291
BLOG

Jak to było w Poznaniu

Piciu Piciu Polityka Obserwuj notkę 8

Wychodząc wczoraj około godziny 16 z domu na organizowaną przez Stowarzyszenie Koliber poznańską manifestację przeciwko ACTA miałem mieszane uczucia. Z jednej strony na Facebooku uczestnictwo deklarowało około 16 tysięcy osób. Z drugiej strony, od dwóch dni trwała w mediach głównego nurtu podskórna nagonka: protesty w Kielcach przedstawiano jako wybryki bandy gówniarzy, wydarzenia w innych miastach właściwie przemilczano, zaniżano ilość uczestników. Jak wyliczyła wczoraj "Rzeczpospolita" w całej Polsce w protestach brać mogło udział około 100 tysięcy osób. W mediach to wydarzenie nie miało jednak odpowiedniego rezonansu.

Na Stary Rynek dotarłem okolo 16.30. W miejscu zbiórki kreciło się może kilkaset osób w małych grupkach. Jakaś nieoznaczona ekipa telewizyjna zbierała setki. Kilka grupek skrajnej lewicy, ale bardzo szybko prym objęły prawicowe grupy. Żadnych kwasów nie widziałem. Pełna zgoda. Od 16.45 na Rynek napływać zaczęły prawdziwe tłumy. Nie wiem w którym momencie się to wszystko stało ale o godzinie 17 było tam już z dobre 5 tysięcy osób. Gdzie nie spojrzeć tłum młodych ludzi. Ktoś już wziął megafon i zaczął przemawiać (nagłośnienie nie było mocną stroną organizacji), zaczęto też skandować przeróżne hasla. Poleciały petardy hukowe, zawyły znane ze związkowych demonstracji syreny. Kto nie skacze ten za ACTA! Chłód był dokuczliwy więc skakali wszyscy.

Bardzo szybko padła decyzja o tym żeby przejść ze Starego Rynku na Plac Wolności. Ci, którzy znają Poznań więdzą, że oba miejsca oddalone są od siebie o 500 metrów. Droga z Rynku na Plac prowadzi jednak pod górkę. To tam po raz pierwszy zobaczyłem ilu nas było naprawdę. Wychodząc w okolice Placu Wolności odwróciłem się do tyłu i zobaczyłem, że ludzie jeszcze nie skończyli się wlewać w ulicę prowadzącą od Starego Rynku.

Plac Wolności w całości został zajęty przez demonstrantów. Po jego bokach kilka patroli policji. Żadych białych kasków, normalne radiowozy. Z łatwością można było zobaczyć różne transparenty. Te przeciw ACTA, te antyrządowe, a nawet radiomaryjne. Kto je trzymał? Głównie młodzież licealna, sporo było tez studentów, trochę ludzi pod trzydziechę i ekip kibicowskich. Prawica, lewica, i nie wiadomo kto jeszcze. Głównie jednak niczym nie wyróżniająca się młodzież. Dzisiaj pójdą do szkół i na uczelnie. 

Na Placu Wolności mniej więcej to samo co na Starym Rynku. Kilka grupek policji, ale nie widać żadnej kawalerii. Jacyś licealiści zbierają podpisy przeciwko ACTA. Nie wiem dokładnie przeciwko czemu, kolega zasugerował, że to jakaś lipa i policja pewnie zbiera dane o demonstrantach: )

Symbolicznie spalono ACTA, odaplono kilka rac (to zawsze fajnie wygląda). Krótko po godzinie 18, ku powszechnemu rozczarowaniu, organizatorzy rozwiązali całą zabawę, która dopiero nabierała rumieńców. Ktoś stojący na podwyższeniu w pobliżu Empiku musiał rzucić pewnie hasło "pod siedzibę PO" bo rzeka ludzi rozlała się na ulicę i ruszyła w kierunku skrzyżownia z Ratajczaka i dalej w kierunku Ronda Kaponiera. Od tej chwili jesteśmy już po ciemnej stronie mocy, nie ma oficjalnej zgody władz miasta na ten przemarsz :)

Zajmujemy cały pas jezdni. Przechodzimy 27 Grudnia, Gwarną i zajmujme całą jedną stronę ulicy Święty Marcin ( ta ulica po 3 pasy w każdą stronę). Pochód zmierza w kierunku Ronda Kaponiera. Jestem jakieś 100-150 metrów od czoła pochodu, za mna mrowie ludzi. Nie ma tutaj wyraźnego przywództwa. Ludzie rozbawieni, masa dziewczyn, jakiś gość stwierdził że to dobre miejsce dla dwójki kilkuletnich dzieci. Policji właściwie nie widać. Ruch uliczny jest całkowicie sparaliżowany. Święty Marcin i Rondo Kaponiera to jedna z główych arterii miasta, a mamy popołudniowy szczyt. Chodzćie z nami! Jest już klimat, którego trochę mi brakowało na Placu Wolności i wcześniej. Miałem wrażenie, że jesteśmy tam wszyscy trochę z obowiązku. Widać, że nic nie jednoczy tak spontaniczne nieposłuszeństwo obywatelskiej. Bo chyba tak można określić to co działo się po 18.

Wchodzimy i nie zatrzymując się przechodzimy Kaponierę. Wtedy jeszcze nie wiem, że za chwilę będziemy zmuszeni w to miejsce wrócić. Dochodzimy do pewnego rodzaju placu na przecięciu ulic Zwierzynieckiej (od Ronda Kaponiera), Mickiewicza i Zeylanda. Nie jest to plac sensu stricto, ale ulice się tu rozlewają na tyle szeroko, że można to tak określić. Jeszcze wcześniej, z Ronda Kaponiery daleko po prawej stronie na moście Teatralnym widać dziesiątki policyjnych syren. Było wiadomo, że gdzieś czekają.

Wchodzimy na ten niby-placyk. To tam mieści się siedziba PO. W tym miejscu pojawiąją się rozbieżności z tym co można było przeczytać i uslyszeć w mediach, a rzeczywistością. Podkreślam - przeczytać i usłyszeć. Media nie pofatygowały się tam wysłać ani jednego wozu z kamerą. Jest to dosyć dziwne biorąc pod uwagę fakt, że na demonstracjach łatwo o jakieś zajścia, mięsiste obrazki. A przecież działo się w Kielcach dzień wcześniej, prawda? Szkoda, że tego też nie pokazano :) Jedynym przedstawicielem mediów jakiego tam widziałem był reporter TOK FM. Był też "wóz transmisyjny" chyba lokalnych mediów (znany mi z innych lokalnych wydarzeń). Jeep z którego panowie wyładowali kamere i wtaszczyli ją na dach.

Tłum stoi na skrzyżownaiu Zwierzynickiej z Mickiewicza i Zeylanda. Skanduje i skacze! Ktoś idzie na kebaba na rogu Zeylanda. Widzę, że w oddali od Mickiewicza policja zawraca wszystkich kierowców. Po chwili wjeżdza z tamtej strony policyjna suka i armatka wodna. W tym momencie pomyślałem, że jest pozamiatane i zaraz policja zakończy cała zabawę. Piszę o zabawie bo trwał prawdziwy festyn. Nie wybijano żadnych szyb, nie latały kamienie, butelki i co tam jeszcze. Nikt nawet nie szturmował lokalu Platformy. A już z całą pewnościa nie interweniowała tam policja. Tłum się nawet rozstąpił i przepuścił (!) armatkę wodną która wjechala od ulicy Mickiewicza w Zeylanda (później pojechała Bukowską i zajechała drogę manifestacji od strony ulicy Zwierzynkieckiej). Zero agresji! Warto to podkreślić, nie widziałem, żeby armatka została uruchomiona. W niektórych mediach przeczytałem, że rzekomo szturmowano lokal Platformy i policja musiała demonstrantów rozganiać. Jaka w ogóle policja? Mam nadzieje, że materiały kręcone przez panów z czerwonego Jeepa kiedyś ujrzą światło dzienne i połozą kres kłamstwom.

Z ulicy Zwierzynieckiej nagle wszyscy ruszyli w Zeylanda i na Bukowską. Na balkonach i w oknach pobliskich oknach tłumy. Z jednego z tych balkonów kręcono ten film:

Wchodzimy na Bukowską i zaraz skręcamy w Gajową. Nie wiem jaka była intencja osób prowadzących w tym momencie ten pochód i nie widziałem co się działo na Gajowej (to bardzo wąska uliczka). Nagle wszyscy stanęli. Gaz! Gaz! Jakaś grupka ucieczka w panice z Gajowej. Gówno nie tam gaz... Nie rozumiem ska taki wybuch paniki. Większość właściwie stoi i czeka. Nic się nie dziej, tlum faluje, skanduje. Po chwili pada hasło, że zawracamy bo za ciasno i policja zablokowała. W tym momencie warto dodać, że sami zablokowaliśmy wtedy ulicę Bukowską w obie strony. Z niezrozumiałych względów policja postanowiła nie blokować za nami ulic i puściła ruch. Po chwili więc za plecami ostatnich rzędów demonstrantów stał autobus MPK. Srogo się zawiedli biedni kierowcy, gdy zobaczyli, że pochód zaczął się cofać w tym kierunku z którego przyszedł. Warto dodać, że cała sytuacja działa się w pobliżu hali MTP i trwającej tam w najlepsze wystawy Budma :) Korki jak okiem sięgnąć. Była to typowa sytuacja w której tłum otacza samochody. Wydawałoby się, że można bezkarnie coś kopnąć, urwać. Nic takiego nie miało miejsca. Nawet regulujace ruch palstikowe bariery jedynie delikatnie rozsunięto zamiast rozrzucić je na 4 strony świata.

Wracamy na plac przy Zwierzynieckiej. Tłum trochę się już w miedzyczasie przerzedził. Jest tam około 3 tysięcy osób. Na Zwierzynieckiej nadal stoi armatka wodna i zamyka ten prowizoryczny plac. Oczywiście bezmyślność policji powoduje, że pełno jest tu samochodów, autobusów komunikacji miejskiej. Kto nie skacze ten za ACTA!

Mija może kwadrans i zawracamy w kierunku Ronda Kaponiera. Tam kilka radiowozów reguluje ruch. Gdy demonstranci wchodzą na Rondo Kaponiera i zaczynają blokować ruch, policja nie reaguje. Nie wiem w którym momencie niby miały lecieć kamienie w kierunku policji ale widziałem dosyć ciekawy obrazek, na którym gawiedź "oblała" pojedynczego policjanta w radiowozie. Zapewne według dziennikarzy lokalnej wyborczej ledwo uszedł on z życiem po tym jak został bestialsko zgwałcony przez 50 mężczyzn ubranych w barwy lokalnej drużyny i wykrzukujących nacjonalistyczne i antysemickie hasła, ale z miejsca w którym ja stałem wyglądało to tak, że wsiadł on po prostu do radiowozu, przejechał jakieś 20 metrów dalej poza tłum i wysiadł z samochodu. Zupełnie nie niepokojny. Jakieś 50 metrów dalej, przy innym wjeździe na rondo stał kolejny radiowóz. Pełen luz, my tu tylko kierujemy ruchem. W oddali jakieś syreny, skąd dokąd - nie wiadomo. Pewnie na jakieś poważne zdarzenie. Nie mam wątpliwości, że gdyby poleciał chociaż jeden kamień to policja rozgoniła by to zgromadzenie w moment. Ale po pierwsze demonstracja nie zachowywała sięagresywnie, a po drugie sama policja też nie szukała konfrontacji, nie blokowała. Nie padło też znane z 11 listopada nawoływanie do rozejścia się.

Rondo kaponiera od ulicy Roosvelta jest zablokowane kordonem demonstrantów. Szczerze mówiąc nie wiem co tam się dzieje, stoje już po drugiej stronie ronda. Wdałem się w dyskusję z jakimś podpitym jegościem pełnym zrozumienia dla protestów. Schodzę z kolegą pod rondo chcąc przejść na drugą stronę bo widzimy, że tłum od Roosevelta powoli faluje w kierunku Swiętego Marcina.

Wychodzimy po drugiej stronie na przystanku. Ludzie wylewają się z ronda. Kierowcy na Świętym Marcinie powoli tracą cierpliwość, słychać pojedyncze klaksony. Policja nie interweniuje. Protest idzie chodnikiem i pomiędzy samochodami.

Z ronda szybko docieramy pod Krzyże. Tutaj "dowództwo" chyba przejęła Naszość z Piotrem Lisiewiczem. Ludzi nadal jest dobry tysiąc jak nie więcej. Policja trzyma się gdzieś w oddali. Pada hasło: na urząd wojewódzki! Chodzcie z nami! Nietęgie miny mieli kierowcy na Alejach Niepodległości gdy zajęli je sobie protestanci.

Nagle wszyscy rzucają się do biegu. Co jest grane? Od placu Teatralnego i ulicy Fredry widać sporo radiowozów. Bardzo łatwo w tym miejscu mogą nas zablokować i odciąć od urzędu. Ktoś ogarnięty na przedzie zorientował się co może się stać i ludzie zaczęli biec. Po chwili to demonstranci blokowali już skrzyżowanie Aleji Niepodległości i Fredry. W tym miejscu pozdrawiam chłopaka który stanął przed tramwajem i motorniczego-idiotę, który ma szczęście, że go nie wyciągnieto z dryndy i nie zlinczowano po tym jak próbował mimo to jechać. Aleje Niepodległości nasze, droga do urzędu wojewódzkiego otwarta. Nie to, żeby ktoś tam pracował po godzinie po 15 :)

Schodzimy Alejami (droga wiedzie lekko z górki), od dołu widać już policję i znajomą armatkę. Nie widziałem jeszcze do tego momentu, żeby poleciał pojedynczy kamień albo butelka. W Poznaniu pełno jest kostki brukowej, to miasto to po prostu jeden wielki plac z "amunicją". Możecie mi wierzyć, że gdyby miało dojść do starć z policją byłyby one masywne. Z tłumu wykruszają się małe grupki. W sumie ludzie mają prawo być zmęczeni, zrobiliśmy kawał drogi. Na dodatek jest im jednak dosyć zimno pomimo tej całej aktywności.

Nadal bardzo wiele osób blokuje Aleje Niepodległości i zajmuje plac przed UW. Z jednej stron tłum dotyka urzędu z drugiej pomnika Polskiego Państwa Podziemnego. Policja nauczona już, że ten tłum jest bardzo mobliny i za chwilę może się bardzo łatwo przemieścić w innym kierunku za naszymi plecami blokuje ruch i kanalizuje go w innym kierunku. Stop cenzurze!, spalić ACTA! Donald łobuzie!

Na tym etapie postanowiliśmy z kolegą spasować. Z tłumu wykruszało się już całkiem sporo ludzi. Aleje Niepodległości blokowało okolo 500 osób. W sumie nie wiedziałem już gdzie to wszystko zmierza. Potem w domu przeczytałem, że byla jeszcze broń gładkolufowa, kamienie, pałki... Dziwie się czemu pismaki nie poszły na całości i nie napisały o czołgach i garnizonie F 16 stacjonującym w pobliskich Krzesinach.

Kilka wniosków na koniec:
1. Media konfablują już na skalę całkowicie niezrozumiałą. Niby można się było spodziewać tam kamer. Nic z tego. Zamiast tego mieliśmy całkowicie zakłamany przekaz medialny. Nikt mi nie powie, że to nie był prikaz z góry, żeby nie pokazywać, żeby rodzice nie zobaczyli wielu tysięcy swoich wkurwionych pociech, żeby młodzi sami się nie policzyli. 100 tysięcy przeciwko Cudom Tuska? To trzeba zamilczeć. Ale tego zamilczeć się już nie da. My się sami widzieliśmy i dzisiaj to przedyskutujemy w szkole, na uczelni a wieczorem w knajpie.

2. No właśnie, przeciwko czemu był ten protest? Nie przeciwko ACTA, to był tylko katalizator. Uważam, że moje pokolenie ma ogromną potrzebę wyjścia z tego ciepłego kurwidołka w którym utknęło, zaprzestania bycia Wielkim Konsumentem i Reklamożercą. Nie wiem, w którym momencie się to stało. Bez wątpienia jeszcze kilka lat temu w tym pokoleniu trwał w najlepsze wielki bal. To już się jednak skończyło. Nie chodzi tu tylko o niespełnione obietnice tego rządu. Po godzinie 18 chodziło w tym proteście już o coś więcej. Na jednym z transparentów dziewczyna informowała Donalda Tuska, że idee są kuloodporne. Na innym stawiano znak równości między zniewoleniem przez Brukselę i Moskwę. W powietrzu unosił się duch przemówienia RFK, chociaż szczerze mówiąc, nie wiem ile osób z tych wczoraj obecnych to przemówienie słyszała. Łaknienie wolności jest chyba bardziej intuicyjne.

3. Myślę, że srogo zawiodą się ci, którzy liczą, że wydarzenia z ostatniego tygodnia wyniosą do władzy prawicę, że o to może w tym na końcu chodzić, że ci młodzi ludzie zwrócą czarne skrzynki i wrak Tupolewa i postawią pomniki Lechowi Kaczyńskiemu. Szczerze w to wątpie. Można natomiast liczyć na to, że ten ruch, o ile to będzie jakiś ruch, przywróci w tym kraju w końcu równość stron, normalny dyskurs publiczny, pluralizm i brak dyskryminacji za poglądy. To wczoraj widziałem. Niech zyją ludzie!

 

Piciu
O mnie Piciu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka